Wyścigowy Mistrz Polski w Pajero!
Opublikowano 12 lis 2014
MAURYCY KOCHAŃSKI, CZYLI WYŚCIGOWY MISTRZ POLSKI
ZA KIEROWNICĄ MITSUBISHI PAJERO
Maurycy Kochański, czterokrotny wyścigowy Mistrz Polski, komentator F1 a dziś biznesmen, promotor jednego z najlepszych polskich kierowców. W rozmowie z nami opowiada, dlaczego zdecydował się na Mitsubishi Pajero. Zdradza też, co trzyma go w dobrej formie i wcale nie jest to koktajl witaminowy.
Fajny samochód. Dlaczego Mitsubishi Pajero a nie Lancer Evo?
Pajero kupiłem ze względów rodzinnych. Wyjeżdżamy często latem i zimą. Mamy dużą przyczepę kempingową, z którą Pajero sobie świetnie radzi. Uwielbiamy wypady off-roadowe, wycieczki leśne. To samochód bardzo rodzinny – spełnia nasze oczekiwania w 100 procentach. Jeśli chodzi o Evo, to ten model miałem przez trzy lata - to był fantastyczny samochód.
Które auto bardziej podoba się rodzinie?
Dzieci lubią sportowe samochody - więc Lancer Evolution. Jednak Evo moglibyśmy nie wjechać tam, gdzie bez kłopotu wjeżdżamy Pajero. To terenówka z krwi i kości, której funkcjonalność sprawia frajdę wszystkim w różnorodnych sytuacjach, np. kiedy zwozi się motorówkę do jeziora, wtedy autem można spokojnie wjechać do jeziora i z kabiny wskoczyć prosto do wody - dzieciaki mają niesamowitą uciechę. Sądzę, że Pajero to samochód, o który zawsze mi chodziło.
Jak wspomina Pan czasy spędzone z Lancerem Evolution?
Evo to było moje pierwsze Mitsubishi. „Dziesiątkę” kupiłem w 2008 roku - wtedy to była absolutna nowość i najmocniejsza dostępna wersja. Jeździłem tym autem trzy lata - ceniłem je za zapas mocy oraz bardzo wydajny napęd na cztery koła. Z powodzeniem dało się nim jeździć na co dzień - spokojnie, nawet komfortowo. No i ten bojowy wygląd i osiągi - wspominam je z sentymentem. Wreszcie przyszedł czas na Pajero, lecz nie jest to jedyny samochód w garażu…
Co w Pajero podoba się Panu najbardziej?
To samochód, któremu możliwości mogą pozazdrościć inne auta z gatunku SUV - jedynie przypominające terenówki. Pajero niczego nie udaje - zawsze daje z siebie 100 procent. Wszechstronne i wygodne - w środku fajnie wykonane, akurat mój egzemplarz to model 2014, jest bardzo dobrze wyciszony. Każdego dnia świetnie spisuje się jako przyjaciel rodziny i jako niezawodny towarzysz w czasie ekstremalnych wypadów. Sądzę, że innym bardziej ekskluzywnym SUV-em nie wjechalibyśmy w te miejsca, w które docieramy Mitsubishi Pajero.
Pierwszy samochód to…
Ooo to był Fiat 126p, którym także zdałem na licencję rajdową, później wyścigową. Można powiedzieć, że dzięki „maluchowi” zaczęła się moja przygoda z wyścigami samochodowymi.
Licencja rajdowa, licencja wyścigowa, a za którym razem zdał Pan… prawo jazdy?
(Śmiech) To była walka. Prawo jazdy zdałem hmmm… Umówmy się, że za którymś razem, nie przypomnę sobie za którym, ale nie było to pierwszy raz. Pamiętam, że zaraz po egzaminie zacząłem jeździć na amatorskie rajdy. Wtedy trzeba było przejechać ileś rajdów z niezłym wynikiem, żeby zostać dopuszczonym do egzaminu na licencję rajdową i wyścigową - tam poszło mi znacznie łatwiej.
Skąd zainteresowanie sportami motorowymi?
To przeszło na mnie z ojca - on mnie zaraził motorsportem. Kiedy byłem małym dzieckiem jeździłem z nim na wyścigi. Godzinami siedziałem w garażu w jego samochodzie wyścigowym. Sądzę, że dzięki tacie moje wejście w świat sportów samochodowych było naturalne. W efekcie ścigałem się między 1995 a 2009 rokiem.
I w tym czasie czterokrotnie zdobywał Pan Mistrza Polski. Droga po tytuł była usłana różami?
Całe życie podporządkowałem temu, żeby jeździć, żeby wszystko funkcjonowało, żeby kończyć sezony, bo w pewnym momencie było ciężko ze sponsorami. Szczęśliwie nie miałem sezonu, którego nie mogłem zakończyć. Miło wspominam tamte lata, szczególnie 2008 rok, kiedy wygrałem wszystkie wyścigi do Mistrzostw Polski w klasie bolidów jednomiejscowych.
Dziś ciągnie wilka do lasu?
Jeszcze być może wrócę do wyścigów. Teraz jest taki okres, kiedy zająłem się pracą - mam sporo wyzwań, dzieci rosną i także uprawiają sport. Młodszy syn zaczyna karting, ale tak naprawdę woli… tenis. Przychodzi taki czas, że kierowca powinien naturalnie przestać się ścigać - osoba, która naturalnie przestaje rywalizować nie cierpi aż tak bardzo. W moim przypadku stało się to samo z siebie i dlatego jestem w 100 procentach zadowolony z decyzji. Co nie znaczy, że „zerwałem z nałogiem” - absolutnie nie tracę kontaktu z torem. Jestem między innymi menedżerem jednego z najlepszych kierowców wyścigowych w Polsce - Artura Janosza, który w tym sezonie został wicemistrzem Euroformula Open. W 2015 rok planujemy duży krok do przodu, więc będą to już dużo poważniejsze wyścigi. Zapach paliwa wyścigowego trzyma mnie w dobrej formie.
Nie jest to raczej koktajl witaminowy…
Cóż, w zeszłym roku przejechałem sześć dni testowych najnowszą Formułą 3 i ten pierwszy dzień był bardzo ciężki - było widać tą trzyletnią przerwę od jeżdżenia. Dziś młodzi kierowcy jeżdżą na limicie takim, który być może ja miałem w wieku 18 lat. Jednak refleks szybko wrócił. Choć muszę przyznać, że kiedy już poznałem samochód, to moja jazda nie wyglądała źle i sprawiała mi przyjemność. Była adrenalina, czułem się świetnie. Już za kilka tygodni podczas testów zimowych ponownie wsiądę do bolidu F3 w Jerez oraz Barcelonie. Oprócz sporadycznych testów bolidem F3 bardzo dużo pływam na skuterze wodnym (stojącym) tzw. jet ski co bardzo poprawia moją wytrzymałość, a daje więcej frajdy niż siłownia.
Nie kusi Pana, żeby wystartować w Rajdzie Dakar?
Każdy kierowca, który się ścigał myśli o tym, by pojechać w Dakarze. Warto pamiętać, że Dakar to nie jest tylko i wyłącznie wyzwanie dla samego kierowcy i jego umiejętności jazdy. Trzeba być psychicznie i fizycznie gotowym na ten maraton. Udział jest poprzedzony długimi przygotowaniami - treningiem, który pomaga kierowcy wrócić do formy, bo w Dakarze trzeba być w 100 procentach sprawnym fizycznie. Tak, start w tym rajdzie jest w sferze moich marzeń.
Co poradzi Pan młodym ludziom, którzy myślą o karierze w sporcie motorowym?
Myśląc o ściganiu trzeba zacząć od kartingu i to w wieku 7-8 lat. Można oczywiście próbować od 4 lat, ale według mnie to jest trochę za wcześnie - w tym przypadku dziecko powinno wsiadać do karta 2 razy w miesiącu żeby mogło się pobawić gdzieś na torze. Potem zaczynają się poważne pieniądze i wydatki - ciężko jest w Polsce osiągnąć taki poziom, by później przejść do bolidów jednomiejscowych i być dobrym. Najlepiej wyjechać za granicę, a tam koszty są już na znacznie wyższym poziomie. Trzeba znaleźć dobry zespół - rzadko kiedy można trafić do fabrycznego teamu, gdzie są najlepsze silniki. Warto mieć świadomość tego, że wtedy już zaczyna się polityka, której w kartingu nie było w takiej formie. Poradzić mogę krótko - zastanowić się, czy nie ma innej dyscypliny, którą chcielibyśmy uprawiać, bo większość z nich jest tańsza od wyścigów. Jeśli lista wyboru ogranicza się tylko do sportu motorowego, wówczas, jak mówiłem - zacząć od kartingu, potem w wieku 12 lat wyjechać za granicę i ścigać się tam przez kilka lat. W wieku 15 lat trzeba być gotowym na pierwsze testy w bolidzie jednomiejscowym czyli najlepiej F4. Zresztą czy jest to tenis, czy wyścigi dobrze jest zbierać doświadczenie, uczyć się od najlepszych poza granicami Polski. To zaprocentuje doświadczeniem i wynikami.
Dziękujemy za rozmowę.
Kontakt dla przedstawicieli mediów: Kinga Lisowska tel. +48 22 46 31 875,+48 22 46 31 800 w.175, 0 609 290 133, kinga.lisowska@mitsubishi-motors.pl Zdjęcia wszystkich modeli przeznaczone do publikacji znajdują się w internetowym serwisie prasowym www.press.mitsubishi.pl Dla dziennikarzy przeznaczona jest również strona Mitsubishi Motors Corporation: https://library.mitsubishi-motors.com/contents/